Strajk nauczycieli?
W samej tylko Warszawie strajk, który może potrwać dłużej niż jeden dzień, dotknie ponad ćwierć miliona przedszkolaków i uczniów.
To, że wiosną nauczyciele w placówkach oświatowych w całym kraju wstrzymają się od pracy, jest już właściwie pewne. Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych już rozpoczęły procedury sporu zbiorowego w aż 23 tys. placówek, czyli mniej więcej trzech czwartych szkół i przedszkoli. Zainteresowanych strajkiem może być jeszcze więcej, bo podobną decyzję w ubiegłym tygodniu podjęła nawet oświatowa „Solidarność”. Te trzy związki zrzeszają razem ok. 300 tys. nauczycieli, czyli niemal co drugiego zatrudnionego w oświacie.
Kiedy dojdzie do strajku?
ZNP zdecyduje o terminie 4 marca. „S” podejmie decyzję później, ale już wcześniej jej władze proponowały 15 kwietnia – pierwszy dzień egzaminu ósmoklasisty.
Protest nauczycieli w większości szkół
Na Lubelszczyźnie do strajku generalnego szykuje się aż 95 proc. placówek. W samym Poznaniu – ponad 200 szkół i przedszkoli, czyli 85 proc.
W Warszawie – zwykle niechętnej takim działaniom – strajk grozi 479 placówkom, od dzielnicowych przedszkoli po najlepsze w Polsce liceum. W sporze jest cała oświata na Ursynowie, ponad 90 proc. placówek z pozostałych dzielnic.
Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska: – Możemy mówić o ogromnym kryzysie w oświacie, jaki zafundowała nam minister edukacji. Będziemy musieli powołać sztab kryzysowy.
Kaznowska od związkowców usłyszała, że strajk może potrwać dłużej niż jeden dzień. Podobne informacje uzyskała „Wyborcza”.
– Mam dwoje dzieci, jedno ma egzamin gimnazjalny, drugie maturę. Najgorzej, gdy nie będą mogły przystąpić do egzaminu w terminie – obawia się mama z Warszawy.
– Jeśli cały rocznik nie będzie mógł zdać egzaminu, to ministerstwo coś wymyśli – pociesza się inny rodzic. – Gorzej, jeśli egzamin nie odbędzie się w niektórych szkołach. Jedni zdadzą, inni nie. Co wtedy?
Strajk będzie też dotkliwy dla rodziców przedszkolaków. Dyrektorzy przedszkoli sami nie zajmą się podopiecznymi. – Przy wyłączeniu tak dużej liczby placówek miasta nie będą w stanie zapewnić opieki nad dziećmi – mówi wiceprezydent stolicy.
Zalewska czmychnie do Brukseli?
Gdy nauczyciele strajkowali w 2017 r., do akcji włączyło się mniej niż 40 proc. szkół. Skąd w nich teraz taka determinacja? Do furii doprowadziły ich m.in. ostatnie poczynania szefowej MEN Anny Zalewskiej. Na przykład to, że w zeszłym tygodniu rozesłała list do dyrektorów i zobowiązała ich do złożenia w kuratoriach sprawozdania z tego, czy zapoznali z nim nauczycieli. Szefowa MEN z entuzjazmem pisze m.in. o podwyżkach – dalekich jednak od tego, czego oczekują związkowcy. „S” postuluje 650 zł, ZNP i FZZ 1 tys. Tymczasem minister gwarantuje im w tym roku 5 proc. – to mniej niż 200 zł brutto.
Nauczycieli irytuje też to, że Zalewska przed negatywnymi konsekwencjami swoich działań może czmychnąć do Brukseli. Choć sama twierdziła dotąd, że zamierza doprowadzić swoją reformę „do końca”, jej partia właśnie ogłosiła, że minister otrzyma jedynkę na liście PiS w majowych wyborach do europarlamentu na Dolnym Śląsku.
Źródło: warszawa.wyborcza.pl